SKLEP PRAWDZIWEJ ZOŁZY!

ODWIEDŹ SKLEP

Piąteczek!!! Weekendzik!!!

Piątek, piąteczek, piątunio


Kolejny dzień klikania w tą głupią myszkę i pisanie jakiś pierdół na klawiaturze. Mówię oczywiście o pracy, pisanie moich wyznań na tym blogu to zupełnie coś innego. Tutaj daję siebie, uzewnętrzniam swój intelekt i pokazuję jak może wyglądać życie idealne! A u mnie takowe zaczyna się zazwyczaj w piątki około godziny piętnastej. Wtedy nastaje ta magiczna chwila, gdy z nieukrywaną satysfakcją wyłączam komputer i z szybkością godną Usaina Bolta wybiegam z pokoju, łapię w pośpiechu windę i niczym w panice uciekam z biurowca, w którym pracuje.


Tak, wtedy zaczyna się sławny piątek, piąteczek, piątunio. Ten, kto chociaż raz zabalował ze mną na mieście, doskonale wie o czym mówię. Wtedy zaczyna się magiczna noc z piątku na niedziele, podczas której dzieje się magia, a Harry Potter mógłby się uczyć jak smakują prawdziwe eliksiry.


Zasuwam więc jak wariatka autem przez ulice miasta, klnąc pod nosem na potęgujące się korki i kierowców, a raczej ameby mózgowe, które kierują autami przede mną. Ktoś na mnie trąbi, jakiś narwaniec krzyczy, że zajeżdżam mu drogę. Kolego, nie widzisz, że jadę? Ja mam pierwszeństwo! Co, znaki pokazują inaczej? Phi! Jestem ponad nimi! A tylko przytrzyj lakier na moim używanym cinquecento, a Cię własna matka nie pozna!


Po niecałej godzinie męczarni na miejskich ulicach docieram do swojego apartamentu. Nowoczesne budownictwo, strzeżone osiedle, no i ja, piękna i powabna, wychodząca zmysłowym krokiem ze swojego czarnego dyliżansu. Jak babcię kocham, w tej chwili powinien ktoś nakręcić mnie jako gwiazdę reklamy marki odzieżowej albo ekskluzywnego szamponu do włosów. Myślę, że wyszłabym o wiele lepiej od tych wszystkich gwiazdek, które puszczają przed prognozą pogody.


A tak na serio... pół godziny szukam wolnego miejsca parkingowego pod blokiem pamiętającym czasy Gierka. Kiedy w końcu znajduje, okazuje się, że jest przy samym śmietniku, gdzie wieczorami przesiaduje żuleria. Znowu rano będzie pełno pustych butelek po piwie dookoła... No ale cóż, wysiadam i oddalam się jak najszybciej od piętnastoletniego gracika, który miał już trzy razy zmieniany lakier.

Całą moją zajebistość psuje jednak sąsiadka z trzeciego piętra. Wspominałam o niej kiedyś? Otóż mieszkają obok siebie dwie staruszki, pani Kowalska i i Nowak. Obydwie już dawno po przekwicie, Kilkadziesiąt lat na karku, a w głowie tylko wspomnienia z prywatek PRL-owskich i narzekanie na współczesną młodzież. Typowe mohery, które uwielbiają przesiadywanie pod blokiem na ławeczce albo plotkowanie na klatce schodowej, tak, że się przejść nie da. Kulturalnie przeprosisz, żeby się przesunęły, bo chcesz przejść? Zaraz Cię zwyzywają od niewychowanych! Głośniej puszczasz muzykę czy robisz imprezę ze znajomymi? Sodoma i Gomora! Z tej racji często mam z owymi paniami na pieńku, a te z kolei nie omieszkają przypominać mi o tym za każdym razem, gdy którąś spotkam.


Tak więc, gdy wysiadałam z auta, napatoczyła się jedna ze staruch i pod nosem zaczęła marudzić coś w stylu „znowu ta spod czwórki, pewnie Boga w sercu nie ma, tylko szlaja się po nocach, sprowadza jakiś facetów... a ten jej kot! Dzieci w Afryce głodują, a on się już w drzwiach nie mieści...”. Puściłam jej słowa mimo uszu, machnęłam na to moherowe gadanie i szybkim krokiem wparowałam do bloku. Elegancki obrót przy windzie, wjazd na swoje piętro i voila! Wbijam do mieszkania, Pasztet jak zwykle leży rozwalony na chodniku przy wejściu, więc w ostatniej chwili omijam go i unikam wywalenia orła w przedpokoju. Oj kolego, pogadamy sobie na poważnie. Ale nie teraz! Wpadam do sypialni, szybko zrzucam z siebie marynarkę i spódnicę, po czym z radością zmierzam ku łazience, gdzie będę mogła wziąć relaksującą kąpiel w wannie.


Wtedy dzwoni telefon w mojej torebce. Zaczyna się gorączkowe poszukiwanie komórki w tonie kosmetyków, chusteczek higienicznych, tamponów, jakichś niepotrzebnych papierzysk czy pozostałości po erze paeolitu. W końcu ją znajduję i w ostatniej chwili odbieram. To Gośka, moja psiapsiółka! Kilka prostych komunikatów i wszystko jasne. Godzina 20, nasz ulubiony klub, a potem densy z jakimiś przystojniakami. Chalenge accepted – piątku nadchodzę!